Recenzja filmu

Ja, Daniel Blake (2016)
Ken Loach
Dave Johns
Hayley Squires

Ja, Józef K

Blake jest najjaśniejszym punktem filmu Loacha. To kolejny heros klasy robotniczej, który nie ma wątpliwości, że kompromis z bezduszną instytucją jest początkiem końca. W interpretacji
Stolarz Daniel Blake chodzi od drzwi do drzwi. Próbuje wywalczyć zapomogę, ale wciąż całuje klamki. Został wdowcem, przeszedł zawał serca, a teraz wybiera między kulą w łeb a stryczkiem na szyję: lekarz odradza pracę (co wiąże się z utratą pensji), z kolei urzędnicy stwierdzają, że jest do niej zdolny (co skutecznie blokuje rentę). Gdy biurokratyczna maszynka zaczyna powoli go mielić, bohater poznaje kobietę w jeszcze gorszym położeniu. Katie, która na skutek gentryfikacji jednej z londyńskich dzielnic musiała przeprowadzić się aż do Newcastle, na utrzymaniu ma dzieciaki, a w portfelu zaledwie parę funtów.

"Ja, Daniel Blake" to film, który chciałoby się z całego serca pokochać. Ma świetnie napisane postaci, interesujący konflikt, a co najważniejsze – bierze na cel urzędową znieczulicę i bezbłędnie diagnozuje paradoksy brytyjskiego (i nie tylko) socjalu. Niestety, im dalej w las, tym grubszą warstwą publicystyki reżyser przykrywa bezpretensjonalną opowieść o facecie walczącym z systemem. Dość powiedzieć, że jest tu scena, w której bohater ozdabia w rebelianckim geście fasadę urzędu sprayem, a do boju zagrzewa go rozentuzjazmowany tłum gapiów.

Ktoś spyta: "czego się spodziewałeś"? W końcu Loach to reżyser, który podzielił swój dorobek artystyczny na oskarżycielskie pamflety pod adresem państwa i oskarżycielskie pamflety pod adresem państwa sprzed kilkunastu dekad. Wydaje się jednak, że przeważnie potrafił utrzymać równowagę pomiędzy wymogami dramaturgii a ideologiczną nadbudówką, pomiędzy kameralną historią a rozbudowanym, politycznym kontekstem. Tutaj niestety przegina i pozwala sobie na sceny, które może i wzmacniają przekaz, ale nie służą filmowi. Gdy jednym z głównych wątków czyni nieumiejętność obsługi komputera przez Daniela (a ten, słysząc, że ma przesuwać myszką po ekranie, przykłada ją do monitora), wiemy już, że nie będzie granic tego emocjonalnego szantażu. Nie przeczę – takie sytuacje się zdarzają, jedną znam z autopsji. Jednak lwia część problemów bohatera wynika raczej z jego twardej głowy niż miękkiego serca.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że Blake jest najjaśniejszym punktem filmu Loacha. To kolejny heros klasy robotniczej, który nie ma wątpliwości, że kompromis z bezduszną instytucją jest początkiem końca. W interpretacji aktorskiego samorodka Dave'a Johnsa jawi się zarówno zahartowanym twardzielem, jak i wrażliwcem, którego robienie dobrej miny do złej gry kosztuje po prostu zbyt dużo. Momenty, w których strofuje importującego nielegalnie chińskie obuwie sąsiada to komediowe perełki, a relacja z Katie znajduje swoją kulminację w jednej z najmocniejszych scen w dorobku Loacha.

Łatwo Blake’owi kibicować, zaś reżyser z powodzeniem łączy komediowe i dramatyczne tony. Szkoda tylko, że najmniej ciekawa walka, ta, którą toczy ze sobą dwóch Loachów, eksponowana jest w filmie najmocniej.
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Daniel Blake to facet, który całe życie pracował na budowie. Potrafi naprawić wszystko, oprócz komputera,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones